poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział V

-A ,co cie to obchodzi?,czy ja sie ciebie,pytam dokoad ty chodzisz-odpowiedzialam,starajac sie zachowac odwagę,bo Ann byla troche przerazona,ale moja pewnosc siebie,ja chyba uspokoila. -
A duzo,to jest nasza miejscowka i nie zycze ,sobie zebyscie ,wy sie tu pojawialy!-powiedziala,zabijajac nas wzrokiem i wadc bylo,ze gotowa byla wczac bujke.
 -A co ty wykupilas sobie ta plaze?-powiedziala Ann
- Ze,roscisz sobie do niej,takie prawa,z tego co wiem,kazdy moze tu chodzic,kiedy chce i o jakiej porze ,a tobie gowno do tego!-usmiechnelam sie i pewnie wlaczylam do ,rozmowy.
-Wy lafirydny!-podeszla druga,z trzecia. -Jak wy sie ,odzywacie do Kathi?Nauczyc was kultury-powiedzialy i nagle trzecia,podeszla ,do Ann i wlazla na nia,tak ze ta sie przewrocila.Teraz przegiela,wkuwila mnie.
-Co ty robisz?!-powiedziala Ann.
-Oj uwazaj blondzio ,jak chodzisz!Nic ,nie poradze na twoja glupote.Chlopacy,idzcie na nasze ,miejsce ,my nauczymy te ,dwie kultury -reszta cih grupy ,ruszyla ,a ja dostrzeglam w oddali ,skautów zawsze nocowali ,we wakacje na plazy Los Angeles.
 -Co ty kurwa robisz,dziewczyno ogarnij sie!Przeciez ty ja przewrocilas,mam ja cie tak przewrocic ,, zobaczymy jak tobie,bedzie milo-wtracilam sie i stanelam w obronie Ann ,w tym momencie pomglam jej ,tez wstac.
-O, ale ,jestes mocna w gebie zobaczymy ,czy taka mocna w bujce-brunetka podwinela swoja skore ,zaciskajac swoje dlonie w piesci i zaczela w nie uderzac,z szyderczym usmiechem,jej fryzura postawiona ,do gory i wypryskana lakierem wyglaWygladala smiesznie.
-A, co to,tylko bic sie potrafisz?!Pokaz ,jaka jestes mocna w gebie,bo bija sie tylko slabelusze,ale widac ,ze ty sie do nich zaliczasz-zasmialam sie i powiedzialam strasznie pewnie(co bylo dziwne,bo normalnie to zaczelabym panikowac,teraz, natomiast czulam pewnosc siebie,jakiej nigdy nie czulam). -Jakas ty madra,normalnie mnie poruszylas-zasmiala sie kpiaco.
 -Sorry,ale ja nie jestem dobra wrozka -podeszla do mnie i popchnela mnie i zaczela szarpac.Juz chcialam sie zamachnac i dac ,jej z kopa ,ale rozdzielil nas pewien,skaut i spostrzeglam ze,go znam.Byl to Michael,chodzil z nami do klasy,bardzo w porzo gosc.Sluchal fajnej,muzyki ,kiedys nawet sie w, nim podkochiwalam,(tak -ja twarda rockmenka,cos kazdy przechodzi jakos,swoj okres dojrzewania i nie obywa sie,to bez zauroczen chlopakami).Moze nawet nadal ,cos do niego czulam,ale nie wyobrazalam sobie,czegos wiekszegoNie chcialam miec chlopaka,czasami z, nim nawet flirtowalam,ale glownie gadalismy ,o muzyce,obaj, bowiem sluchamy rocka i troche ciezszych brzmien.
-Ej dziewczyny co tu sie dzieje?!,ty Margaret nie przesadzaj i zostaw ja w spokoju,a swoja niechec zostaw dla siebie- nagle trzy dziewczyny daly spokoj i poprostu sobie poszly.
 -Nic wam sie ,nie stalo?-zapytal zmartwiony.
-Nie,ale jestem troche poobijana,ale nie martw sie ,do nastepnej bujki ,ze swiniami sie zagoi(nie chodzi tutaj, o te dziewczyny ,tylko o normalne swinie,zwierzeta.Ann zawsze lubi tak ,zartowac)-zasmiala sie.
-A tobie nic nie zrobily?-spytal z troska w glosie.Jakie to ,mile.
-Wszystko w porzadku,tylko mnie popchnela ,wiec nawet ani jednego siniaka nie bede miec,to znaczy tez ,ze rowniez dam sobie rade bic,sie ze swiniami-zasmialam sie,chcialam troche rozladowac ,ta powazna sytuacje.Szczerze mowiac,nawet zapomnialam o ojcu.
-To dobrze,moze przylaczycie sie do nas,wlasnie robimy ognisko?-usmiechnals sie ,swoim olsniewajacym usmiechem.
-Nie dzieki musimy juz isc,zreszta moj kot pewnie jest glodny-usmiechnelam sie i zlapalam Ann ,za reke ,dajac jej do zrozumienia,ze idziemy do domu.
-To szkoda,ale jak musicie to idzcie i uwazajcie-poznegnal sie z nami i poszedl ,do swoich a my poszlysmy do mnie. Kiedy weszlysmy ,do mojego bloku.Jak zwykle spotkalam,moja sasiadke.Strszanie wscibska,wreda i wielka plotkara,mieszkala pod siódemką.
-Dobry wieczor-usmiechnelam sie,ona wlasnie oderwala sie od mycia ,klatki i odwzajemnila usmiech. -Dobry wieczor panienko,jak tam mamusia juz wrocila?Nie powinna ,mlodej dziewczyny zostawiac samej.Przeciez ,jestes za mloda.
 Wkurzylam sie,po cholere ta baba wtraca nosa,tam, gdzie nie trzeba!No po jaka cholere,mamy wakacje i kurwa nic nie ,poradze ze ,matka wyjechala do pracy.To jest,moja sprawa i matki,niech ta baba zajmie sie swoim synkiem.Ktory ,oczywscie zrobil dziecko i uciekl ,od kobiety.Kiedy chcial miec kontakt z, nim,ono nie chcialo i powiedzialo ze ma go w dupie.I slusznie.
-Jeszcze nie,jestem juz duza i dam se rade,zreszta mamy wakacje.A mama niedlugo przyjedzie.
-Dobrze ,ale dziewczynko ja ci pomogę ,pójdę zadzwonić do specjalnych służb zaczekaj -powiedziała to i poszła do mieszkania,ja w tej chwili nie wiedziałam co zrobić.
No to kurwa mam problem.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział IV

Szybko tu dobieglam.Poszlam w swoje odosobnione miejsce i padlam na piasek , rozryczalam sie poprostu lzy same zaczely ze mnie plynac.Wiem glupie to, lecz gorycz sama zaczela ze mnie plynac. Nagle za soba uslyszalam czyjś glos.
-Eveline co sie stalo?-zapytala z przejeciem Ann. -Bylas u swojego ojca?
-Tak bylam,ale okazal sie okropnym chujem-powiedzialam, to w miare zrozumiale,bowiem cale, to zdenerwowanie,nie pozwolilo abym powiedziala, to normalnie.Nagle moja kochana Ann przytulila mnie i poglaskala.
-Nie placz juz,wszystko jest w porzadku.Nie przejmuj sie, nim,chodz ,ze mna do twojego domu.Noc zapada i lepiej ,bedzie jak ,nie spotkamy tutaj ,tych nachalnych puknow-podala mi reke,wstalam i ostrzasnelam sie,nie moglam caly czas ryczec."Musisz sie ogarnac"-pomyslalam.
-Masz racje-wyjelam z torby chusteczke,podeszlam do wody i przemylam twarz.
-Wygladam lepiej?-spytalam sie.
 -Tak-usmiechnela sie i wyjela ze,swojej torby bita smietane i umazala mnie.
-Ej ,to nie fair -zasmialam sie i wytarlam bita smietane.
 -Nie mam sie ,czym obronic ani jak ,zrobic odwet!-udalam oburzona,a kumpela sie ,zasmiala.
-Nie wychodzi ,ci te twoje udawane oburzenie.
-Ha!ha bardzo smieszne-podeszlam do wody i troche,,ja ochlapalam.
 -Ej moglas mnie uprzedzic-zasmiala sie. -No ,co ty mnie noie uprzedzilas!-usmiechnelam sie z satysfakcja. -Dobra powydurniamy sie w domku,moja mordko-usmiechnela sie ,pewnie zalotnie.
 -Twoj usmiech mnie przeraza,chcesz mnie zgwalicic!-udalam przerazenie.
 -Spokojnie,zgwalcic ,to ja moge Joe Perre'go-zachichotala objela mnie.
-A teraz,idziemy-ruszylysmy w strone wyjscia z plazy ,gdy nagle ukazali sie nam ,nasi znienawidzeni Punkowi,chodzili z nami do szkoly,ale byli okropni.Nie lubielismy ich z Ann,wkurzali nas,zreszta ,do kazdego sie sadzili i podrywali wszystkie laski.A jesli chodzi,o dziewczyny byly,tam dwie z ktorymi,nawzajem sie nie znosilysmy.
-Hej ,dziewczynki, gdzie, to sie chodzi wieczorami?-powiedziala jedna z nich,zagrodzajac nam ,droge.
 O kurwa! Jeszcze tego,nam brakowalo!