niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział VI

  Witajcie,wybaczcie za tak długi okres nieobecności mojego opowiadania,niestety brak czasu spowodowany szkołą,nie pozwolił mi na przepisanie tego na komputer,lecz udało mi się.Następny rozdział postaram dodać się jak najszybciej,a teraz życzę miłego czytania.Mam nadzieję również że dobrze spędziliście mikołajki i takie spóźnione życzenia ;D.

 Wchodzimy z Ann ,do mojego mieszkania.Na szczęscie tamta baba się ode mnie odwaliła i nie wezwała nikogo ,ze służb ,do rodziny.Wchodzimy i rozbieramy się.
-Chcesz herbaty?Jestes glonda?-spytalam i glosno westchnelam.Znowu zaczelam myslec o Robercie i calej tej sytuacji w ,jego garderobie.
 -Zrob herbaty i jestem glodna- z moich zamyslen wyrwal mnie ,glos goscia. -Dobrze,chcesz platki,kanapki czy moze surowke?-spytalam gapic sie w lodowke.
-Platki ,jakbys mogla zrobic.
-Szybciej przeleca,a jak bede glodna ,to zjem Perre'go-zasmiala sie ,a ja dolaczylam ,do niej. Kurde Ann ma,niezle poczucie humoru.Przy niej,zawsze sie,smieje.
 -No i najlepiej zacznij,od jego boskich rak,ktore zajebiscie wymiataja ,na gitarze -zasmialam sie i przynioslam ,jej cieple platki i herbate.
-Dzieki.Nie ,wole zaczac ,od jego wlosow.
-Ale od wlosow ,bedziesz miec klaczki-zasmialysmy sie razem ,a ja wlaczylam plyte Scorpionsow.
-Nie takie,jak ty od Klausa!
-Przestan! Klaus ma,piekne wlosy ,ale ja bym wolala jesc,jego glos ,gdyby to bylo mozliwe.
 -Ja bede ,jesc wlosy,Ruolfa i jego wasy-wybuchlam smiechem ,bo nagle wyobrazilam sobie ,Rudolfa jako zyrafe.
-Z czego sie smiejesz?
 -Z Rudolfa,bo wyobrazilam go sobie,jako zyrafe z jego glowa-w tej chwili Ann przylaczyla sie do mnie. -Dobra uspkojmy sie i zjedzmy. Kiedy zjadlysmy ,nagle uslyszelismy dzwonek.Wstalam i otworzylam drzwi,a tam ujrzalam mamy przyjaciolke z ,naprzeciwka.
 -Dobry wieczor Nancy-przywitalam ja,zdzwil mnie jej ubior,bo miala na sobie szlafrok.
 -Czesc Eveline,sluchaj byl tu dzisiaj jakis facet.Wypytywal o ciebie i twoja matke. Jak to uslyszalam , to zdziwilam sie.
-Ale kim byl ten koles?!.
 -Nie wiem,dobra ja idę.Jutro ,do ciebie wpadnę -pożegnałyśmy się i zamknęłam drzwi.
-Ej Eveline ,słyszłam całą rozmowę,nie chcę wyjść na wścibską ,ale wiesz może to był Robert?
-Nie,jakby to byl on.Rozpoznalaby go,ona czyta duzo gazet ,a teraz o, nim sie troche rozpisuja-westchnelam i usiadlam.
-Skomplikowan,ale lepiej uwazaj ,bo mieszkasz sama,jak sie instytucje przyczepia to mozesz wyladowac w domu dziecka-westchnelysmy w rownym czasie.
-Zdaje sobie z tego sprawe,wiesz jak narazie udaje mi sie to zataic,ale jak bedzie szkola to i tak ,to sie wyda.Predzej ,czy pozniej.
Zapadłacisza pomiedzy nami.Zaczela mnie wkurzac,podeszlam do gramofonu i wlaczylam Aerosmith.
-A tak ,w ogole mozesz zostac u mnie na noc?
-Bo w sumie wiesz ,mamy juz 10 wieczorem.
 -Nie,ojciec ma po mnie przyjechac.
-Wlasnie moge od ciebie,zadzwonic?
-Pewnie. Nagle ,ktos znowu zadzwonil ,do drzwi.Pewnie ,znowu Nancy,mialam dosyc tego,dnia i jeszcze wszyscy cos ode mnie chcieli. Wstalam z kanapy i poszlam otworzyc drzwi.
-Tak Nancy,w jakiej sprawie znowu przychodzisz?-ale, gdy zobaczylam, kto stoi w moich drzwiach,po prostu oslupialam. Czy dzien moze sie wreszcze skonczyc!
 Prosze.
Kurwa.
Mam dosc.